Znajdź Nas
Marta Dudziak: Wspólnie ze swoim życiowym partnerem Maurizio Mazzetto pomagacie ludziom poszerzać świadomość własnego ciała i odbudowywać relacje z nim. Skąd to zainteresowanie pracą z ciałem?
Katarina Hellstrom:
Wszystko zaczęło się jakieś pięć lat temu. Od roku byliśmy już w związku z Maurizio. Pierwszy entuzjazm opadł i zaczęły się niedomówienia, komplikacje (uśpione przeświadczenia w naszych ciałach zaczęły mocno dawać o sobie znać). Znajoma opowiedziała mi wówczas o rocznym warsztacie masażu tantrycznego uzdrawiającego seksualność. Ponieważ chcieliśmy pracować nad relacją, pojechaliśmy na ten warsztat. Ostatniego dnia pierwszego zjazdu byłam świadkiem pokazu pracy na miednicy. Oglądałam go i nagle zrobiło mi się gorąco, w głowie usłyszałam: „To jest twoje narzędzie”. Po powrocie zaczęłam od razu pracować na tej części ciała. Szybko okazało się też, że Maurizio także ma dar. Pojechaliśmy na warsztat jako właścicielka konwencjonalnego biznesu i inżynier wielkich maszyn, a wróciliśmy jako uzdrowiciele. Zaraz potem na naszej drodze pojawiła się „powięź”.
Powięź?
Najprościej mówiąc powięź to elastyczna siatka, która otacza wszystkie kości, mięśnie i organy. Obudowuje każdy atom, każdą komórkę. Utrzymuje nas w pionie i nadaje naszemu ciału kształt. Gdyby odseparować ją od ciała, zachowując jej kształt, otrzymalibyśmy jakby trójwymiarowy print nas. Przyjmuje się też, że powięź to nasz drugi układ nerwowy, przeogromna sieć, która w ciele łączy wszystko ze wszystkim. Problem w karku może być spowodowany problemem w stopie itd. W naszej pracy uwalniamy pamięć powięzi. W tym przypadku masaż wykonuje się stopniowo, coraz głębiej. Dokładnie w każdej części ciała.
W każdej części?
Powiedzmy, że wszędzie tam, gdzie nigdy sobie nawet w ciele palca nie wsadziłaś. Pachy, pod łopatkami, usta… Wszędzie.
Ciało nie ma dla ciebie żadnych tajemnic?
Mam nadzieję, że ma (śmiech). Myślę, że praca na powięzi wygląda jak poznawanie bezgranicznego kosmosu. Na początku przygody z pracą z ciałem zafundowałam sobie dwa tygodnie pracy z powięzią. Kilka sesji dziennie. Stan, jaki poprzez tę pracę osiągnęłam można spokojnie nazwać odkrywaniem nowych wymiarów. Któregoś wieczoru usiadłam i zadałam sobie pytanie, czy praca z ciałem ma jakieś granice? Czy przychodzi taki moment, że już nic nie jest do zrobienia? Zamknęłam oczy i ukazał mi się piękny widok kosmosu. Traktuję to jako dobry znak. W tym też czasie wymyśliłam nasze hasło przewodnie „Fascia – The Universe within you” („Powięź – Wszechświat w Tobie”). Bo według mnie ciało jest najważniejsze. Nie zdobędziemy kosmosu nie znając swojego ciała. To jest dosłownie jak podróż w kosmosie. Bezkresna podróż. Cały czas wychodzą jakieś rzeczy. Na początku ciało oczyszcza się z traumy (zazwyczaj z okresu dziecięcego), później następuje poszerzanie własnej przestrzeni i energii, budzą się energie Kundalini, ciało odkrywa nasze wrodzone dary i zdolności, odkrywa sens naszego istnienia i kontaktuje nas z własną, naturalną mocą.
Co oznacza ten kontakt z własną mocą?
Pracując z ciałem koncentrujemy się na tym, by zwrócić się do wnętrza nas samych, tam bowiem, a nie na zewnątrz znajduje się nasza moc. Ktoś, kto ma z nią kontakt znacznie lepiej funkcjonuje w życiu. Weźmy przypadek kobiety, która czuje się bezpiecznie w związku z mężczyzną, ale gdy ta relacja nagle kończy się i mężczyzna odchodzi, jej poczucie bezpieczeństwa zaczyna chwiać się w posadach, kobieta czuje się jakby naga i bezbronna. To przykład braku połączenia z własną mocą. Gdyby to połączenie było, kobiecie po rozstaniu mogłoby być smutno, bo coś się skończyło, ale nie czułaby się zagubiona i bezradna, nie odbierałaby tego w kategorii osobistego końca świata.
Moc w sobie i kontakt z ciałem wyraża miłość do siebie samego.
Wiele osób żyje jednak bez tego połączenia i… jakoś żyją.
No właśnie – jakoś. Osobiście nie jestem w stanie uwierzyć osobom, które nie dbają o własne zdrowie. Nie uwierzę terapeutce z dużą nadwagą, która radzi innym, co mają zrobić z własnym życiem, a kiedy wraca do domu przejada emocje. To się nie klei. To tak, jakbym poszła do bezdomnego i zapytała go o receptę na sukces. Sporo jest nauczycieli głoszących, że najważniejsza jest miłość do bliźniego i samego siebie, a widać, że ich ciało jest zapomniane i chore, więc to jest dla mnie dowód, że nie kochają siebie. Jak więc mają pokazać komuś jak kochać? Nie sposób podzielić się z kimś czymś, czego nie mamy.
Ale ludzie przecież zakochują się, twierdzą, że kochają?
Słowa. Bez miłości własnej to zawsze będzie nic więcej niż interes wiązany. Miłością będziemy nazywać przeświadczenia na temat konieczności zbudowania związku: trzeba mieć dzieci, bo kto mi szklankę herbaty na starość poda, bo razem żyje się łatwiej (rachunki, kredyty, biznes). To nie jest miłość, to jest tylko chęć, utopijna zresztą, czucia się bezpieczną, bezpiecznym. Ludzie sobie myślą, że jak spotkają drugą osobę, będą się czuć lepiej. Sami ze sobą czują się źle, więc szukają kogoś, kto wypełni tę lukę. Ale tego braku miłości własnej nikt i nic nie wypełni. Będzie podwójnie źle.
Co sprawia, że tracimy świadomość ciała, że nie mamy kontaktu z tym źródłem mocy w sobie?
Wychowanie. Rodzice, szkoła, system, media. „Weź tabletkę, wszystko się załatwi”. Tymczasem środki przeciwbólowe mogą w gruncie rzeczy zakłócić relację z ciałem. Odcinanie się od własnego ciała zaczyna się już od maleńkości. Rodzimy się doskonali, z fantastycznym poziomem cielesnego współodczuwania. Dziecko podświadomie czuje stan emocjonalny matki. Jeśli rodzice kłócą się tuż przed powrotem dziecka do domu, atmosfera robi się ciężka, to dziecko już przy drzwiach wyczuje, że coś jest nie tak. Pyta mamę, czy coś się stało i czy jest zła, a w odpowiedzi słyszy, że wszystko OK. Tu powstaje rozdarcie pomiędzy odczuciami z ciała a słowami tak szalenie ważnej w jego życiu osoby. Zwykle górę biorą słowa mamy, więc dziecko zaczyna wątpić w swoje odczuwanie, w prawdziwość tego, co mówi mu ciało. Swoje dokłada później szkoła: sztywnym modelem nauczania, nieustanną gloryfikacją logiki, rozumu, z całkowitym niemal pominięciem intuicji czy wolnej kreacji.
W sumie zatem, jeśli coś zadziewa się na tak wczesnym etapie życia, przenosimy to w dorosłość zupełnie nieświadomi zaistniałych procesów?
Dokładnie. A na etapie dziecięcym takich niekorzystnych dla naszej świadomości ciała procesów zadziewa się wiele. Weźmy choćby naukę siadania na nocniku. Mamy często chcą, aby dziecko siadało na nocnik jak najszybciej. Cieszą się, kiedy ta zdolność przez dziecko zostaje opanowana. Tymczasem mięśnie naturalnie wykształcają się do tej funkcji dopiero około trzeciego roku życia. Jeśli dziecko samo poczuje potrzebę siadania na nocniku – OK, ale jeśli będzie do tego zmuszane – owszem nauczy się, ale jego ciało i emocje zapiszą komunikat „aby mamie sprawić przyjemność, muszę nadużyć siebie i swojego ciała”. Ten nieświadomy zapis wchodzi z nami w dorosłość. Tak samo jak zacisk w okolicach pośladków. W okolicach odbytu znajduje się dużo więcej zakończeń nerwowych niż w waginie czy penisie, co świadczy o tym, że są one bardzo dużym źródłem przyjemności. Niestety, opętani jesteśmy błędnymi przeświadczeniami o nich. W okresie wczesnego dzieciństwa, u dwu-, trzylatków budzi się fascynacja własnymi genitaliami. Jeśli rodzice reagują na to jak na coś nagannego: „Nie baw się tym, to brzydkie, schowaj to, to grzech”, odciskają głębokie piętno na psychice dziecka, które wyrasta w atmosferze wstydu i winy. Z przeświadczenia, że genitalia są „brudne”, wstydzimy się później własnej nagości. Skutkiem traumy seksualnej jest uczucie splamienia, skrajnej izolacji, wściekłości, nienawiści. Energetycznie miednica pozostaje odcięta, więc nie może dostarczyć miłych odczuć. Jest wyparta z systemu postrzegania, więc wyparte są również te benefity, które z niej płyną.
To wpływa też zapewne na jakość naszego życia seksualnego?
Oczywiście. Bardzo ważnym momentem w naszej seksualności jest wiek pomiędzy czwartym a szóstym rokiem życia. Dzieci zwykle „zakochują się” wtedy w rodzicu płci przeciwnej. To jest naturalny proces. Dzieci „flirtują” z rodzicami na poczet wieku nastoletniego. Ale wielu rodziców to przeraża. U niektórych pojawia się także coś na kształt rywalizacji o względy. Matka staje się zazdrosna o relacje partnera z córką, ojciec o relacje syna z matką. „Małe księżniczki tatusia” lub „mali dzielni mężczyźni mamusi” wskutek niewiedzy i paniki rodziców zostają odcięci. Nagle zrywa się relacja rodzic – dziecko. Niewinne dziecko zostaje w poczuciu winy, a i relacje z rodzicami mogą się mocno skomplikować. Jeśli ten okres zostanie u dziecka mocno zaburzony, burzliwe będzie także jego dojrzewanie seksualne w wieku nastoletnim. W dorosłym życiu kobiety, które przeżyły tego typu procesy w dzieciństwie, mogą wpadać w zauroczenie niedostępnymi mężczyznami (czy to psychicznie czy fizycznie), z kolei dorośli mężczyźni będą z łatwością wchodzić w role albo ratownika, albo syna poszukującego silnej, stanowczej matki. Wśród moich klientów mnóstwo mam takich ofiar nieświadomych języka ciała rodziców.
Naprawdę uważasz, że wszystko bierze się z dzieciństwa?
Tak, źródła są zawsze w dzieciństwie. Poczucie odrzucenia, niedostatku uwagi, niesprawiedliwości, przeradza się następnie w złość na kobiety, na mężczyzn i świadczy o tym, że jakieś traumatyczne zdarzenie z punktu widzenia dziecka w dalszym ciągu nie zostało zakończone (uznane, przepracowane). Wyobraźmy sobie, że ta sytuacja z dzieciństwa to źródło, a reszta, czyli powtarzająca się emocja lub zdarzenie w życiu późniejszym, to już tak naprawdę pokłosie tej źródłowej. Warto zająć się od razu właśnie tą źródłową. To gwarantuje stałe uwolnienie się ze schematu. Czyli jeśli kobieta ma do przerobienia relacje z mężczyznami, zamiast rozpatrywać po kolei te z życia dorosłego, warto od razu przyjrzeć się relacji z ojcem. Uzdrowienie relacji z ojcem będzie receptą na zdrowy związek w życiu dorosłym. Pamiętajmy, że nasi partnerzy to dla nas lustra. Lustra odbijające zazwyczaj naszą relację z rodzicami.
I ciało wszystko to zapamiętuje?
Ciało nigdy nie zapomina. Dramatyczne sytuacje zapisują się w nim. Ktoś myśli „co tam, dostało się po łapie, wszyscy wtedy dostawali i wszyscy żyją”, ale to jest racjonalizacja z punktu dorosłego, bo dla małego dziecka to jest dramat. Wiele osób przychodzących do mnie ma problem z osiąganiem celów w życiu właśnie w związku z „graniem w łapki” w okresie dziecięcym, ktoś uderzył za mocno.
Blokady w ciele, bo dostały po łapach?
Tak. Mózg działa tak, że zapisuje tylko zdjęcia, nie całe sceny. Nasze ciało wygląda jak album ze zdjęciami ponaklejanymi w różnych częściach – jako pamięć traumy, która nawet nie jest cała prawdą, a tylko jej skromnym wycinkiem. Kiedy dorosła osoba uderzyła za mocno małe rączki dziecka, ono zapisuje ten przekaz jako: „nie wyciągaj rąk po nic, nie sięgaj po swoje, bo zawsze dostaniesz od kogoś po łapach”.
Zdjęcia w ciele zaczęły mi się ukazywać podczas pracy w Chinach kilka lat temu. Przyszła do mnie kobieta i wspomniała o swoich kłopotach z pęcherzem moczowym. Zapytałam, od kiedy ma te objawy. Powiedziała, że od zawsze, od dzieciństwa. Podczas sesji pracowałam na okolicach pęcherza moczowego i nagle ukazał mi się obraz blokowiska, wysokie, typowe zabudowania osiedlowe w Chinach, plac zabaw, jakieś huśtawki, piaskownice, grupa małych dzieci i pięcio-, może sześcioletnia dziewczynka. Zapytałam, czy kobieta kojarzy taki widok, potwierdziła. Następnie zapytałam, czy coś się wydarzyło w tym czasie. Kobieta szybko odpowiedziała, że nic specjalnego (tak to zazwyczaj bywa), a po chwili wybuchła rzęsistym płaczem. Powiedziała, że przypomniała jej się właśnie sytuacja z dzieciństwa, kiedy miała jakieś sześć lat. Bawiła się z dziećmi na takim właśnie placu, kiedy któregoś dnia pojawił się obcy mężczyzna, obnażył genitalia i chciał, aby dzieci ich dotykały. To pozostawiło pamięć na pęcherzu moczowym tej kobiety. Obcy wtargnął na jej przestrzeń i swoim zachowaniem naruszył jej seksualność. To częste zapisy w tej okolicy ciała. Tego typu zdjęć w naszym cielesnym albumie jest wiele.
Jakie choroby w życiu dorosłym mogą generować takie traumy z dzieciństwa?
Często po czterdziestym roku życia zaczyna się problem z tarczycą, co energetycznie odpowiada brakowi możliwości wyrażania własnych emocji w dzieciństwie. Kiedy dzieciom często powtarza się: „cicho, nie śmiej się, bądź grzeczna, nie płacz, nie można się złościć”, powstaje zacisk w szczęce, gardle i okolicach. Mięśnie wokół twarzy zaciskają się, tarczyca traci swoją możność samoregeneracji i coraz gorzej pracuje. Wszystkie osoby z dysfunkcją tarczycy mają napięte karki i szyje. Energetycznie zapisuje się tam złość i potrzeba kontroli. Im bardziej mięśnie są napięte w tych okolicach, tym mniejsza jest zdolność obracania głowy na boki. Emocjonalnie prowadzi to do zapatrzenia się tylko w swoje cele i nieprzyjmowanie punktów widzenia innych, a także do braku elastyczności i otwartości na zmiany. Różne nieprzewidziane wypadki będą stwarzały paniczne poczucie utraty kontroli nad własnym życiem. Osoby z silną kontrolą w pogoni za poczuciem bezpieczeństwa będą chciały kontrolować wszystko i wszystkich. Niestety, próba stworzenia w ten sposób własnej strefy komfortu ostatecznie może okazać się rygorystycznym więzieniem. A więzienie uniemożliwia życie w pełni. Co ciekawe, ściśnięta szczęka to również napięcia w okolicach miednicy, nieustannie spięte pośladki, twarde, wciągnięte brzuchy. Tymczasem płaski i napięty brzuch u kobiety to zamach na własną kobiecość.
Wciąganie brzucha jest szkodliwe?
Jak najbardziej. W dolnych okolicach brzucha znajdują się narządy rodne kobiety i punkt mocy Hara pod pępkiem i jeśli te okolice są ściśnięte, to znaczy, że nie dociera tam zażywienie. Nie ma przepływu substancji odżywczych i energii. Jest zacisk i blokada. I znowu, z czasem, zazwyczaj po czterdziestym roku życia, pojawiają się kolejne problemy zdrowotne – odzywają się po kolei różne organy. Kłopoty z jelitami (choroba naszych czasów) to poczucie winy i lęk przed przyszłością, wątroba ściśnięta żebrami i woreczek żółciowy – tu lokuje się złość. Żołądek to „niestrawność” różnych sytuacji życiowych. I tak dalej.
A bolące PMS-y?
To schorzenia naszych czasów. Wiele kobiet, które do mnie przychodzą się z tym zmaga. Przychodzą w stanie rezygnacji, w zgodzie, że „już tak mają i nic się z tym nie da zrobić”. Lekarze mówią „taka się urodziłaś i tak już będzie” i przepisują tabletki przeciwbólowe lub hormony. Nie twierdzę, aby lekarzy omijać szerokim łukiem, jednak marzy mi się czas, kiedy lekarze zaczną brać pod uwagę ciało, a konkretnie pracę z ciałem. Zaoszczędziłoby to wielu nieszczęść i chorób. Kiedyś trafiła do mnie dziewczyna, około 28-letnia, z bardzo burzliwymi i przedłużającymi się miesiączkami. Jej menstruacje trwały zazwyczaj 9–10 dni. Podczas tych dni zmagała się z bardzo intensywnym bólem w dole brzucha. Około pięciu dni spędzała w łóżku, wyłączona z życia. Środki przeciwbólowe już nie działały. Powiedziała, że była na prześwietleniu jamy brzusznej i nic tam nie wykryto. Była „zdrowa”. Podczas sesji szybko okazało się, że ma stwardnienie wielkości pięści w okolicach dolnej części brzucha. Jelito cienkie z grubym były dosłownie sklejone. Miejsce to było bardzo wrażliwe i bolesne. To było również powodem zaburzeń łaknienia i trawienia u niej. Miała lekką nadwagę. To był dość zaawansowany przypadek i doprowadzenie wszystkiego do normy zajęło nam trzy sesje. Efekt końcowy był jednak spektakularny: okres skrócił się do pięciu dni i zaczął przebiegać bezboleśnie, bez emocjonalnego rozchwiania, dziewczyna zaczęła też lepiej sypiać i odżywiać się. Tak to właśnie jest z pracą z ciałem. Kiedy puścimy kontrolę, zarówno ciało, jak i intuicja miękko nas prowadzą.
Czyli jak miednica jest luźna, nie ma PMS, a okres jest nieodczuwalny?
Dokładnie. Wkręcono nam, że okres to boleści, że kobieta jest wtedy słaba. To nieprawda. Według mnie energetycznie to dni naszej największej mocy. Mocy kreacji, sprawczości i intuicji. Jeśli dajemy sobie wmówić, że to czas cierpienia i słabości, rezygnujemy tym samym ze swojej mocy. Warto się nad tym zastanowić i traktować schorzenia w ciele w szerszym, energetycznym spektrum.
Podobnie jak temat okresów traktuje się menopauzę. Jest to kwestia bardzo wstydliwa. Kobiety same nie lubią o tym rozmawiać. Menopauza to w popularnym zrozumieniu czas cierpienia w poczuciu przeminięcia tego, co najlepsze. W społeczeństwie menopauza to przekaz „starzejesz się”. Tymczasem kiedy kobieta wchodzi w menopauzę, wchodzi w wiek swojej największej mocy. Odzywa się w niej ta „wiedząca”. I z nią jednak trzeba się zaprzyjaźnić. Może nie być piękna, ma pewnie zmarszczki i siwe włosy, wie czego chce i cieszy się swoją seksualnością. Czasem grzeczna, czasem grzeszna. Taka jest. Ta „wiedząca” podąża za intuicją. Taką ją trzeba przyjąć. Wtedy nadchodzi moment spełnienia, szczęścia i dostępu do wewnętrznych źródeł.
Zapisy w ciałach wychodzą w czasie sesji u ciebie?
Na sesji wychodzą konkretne pamięci lub emocje związane z konkretnymi zdarzeniami. Nieraz sytuacje pokazują się podczas sesji, nieraz wychodzą poza nią. Ciało zaczyna opowiadać swoją historię. Celem pracy z nim jest uwolnienie tej niewyrażonej w przeszłości emocji, a tym samym uznanie jej. Chodzi o przeżycie tej sceny, ale już bardziej z pozycji obserwatora, z boku. To pozwala nie stać się swoją emocją. Bo my nie jesteśmy emocjami – tylko w pewnym sensie ich twórcami. Dystans pozwala nam na właściwe i łatwiejsze przejście przez proces. Tego stawania z boku, dystansu do innych, do swoich spraw można właśnie nauczyć się poprzez pracę z ciałem. W kolejnym etapie daje nam to szansę szerszego i większego zrozumienia tego, co wokół nas się dzieje. Szansę życia w prawdziwej wolności, w zgodzie z samym sobą, z mocą. Trauma zapisana w ciele musi zostać uwolniona, abyśmy mogli uwolnić się z męczących schematów i z łatwością pożegnać ciążącą pamięć, a w wolne miejsce po tym schemacie „wgrać nowy program”. Tym razem taki, który nam służy i nas zażywia. Nie ma innej drogi do długowieczności w zdrowiu i w szczęściu. Nie da się tych zapisów po prostu odłożyć w zapomnienie. Jeśli nic się z nimi nie zrobi w odpowiednim czasie, będą powodem poważnych chorób w późniejszym wieku.
Sama też doświadczyłaś takich traum?
Kiedy zaczynałam pracę z własnym ciałem, mój punkt startowy sygnalizował „zero orgazmów”. Kiedy byłam 12-latką, obcy mężczyzna zaatakował mnie w ciemnej klatce i wyprowadził w opuszczone miejsce. Cudem ktoś mnie uratował. To zdarzenie miało tragiczny wpływ na moją seksualność. Dobra wiadomość jest taka, że to się leczy. Brak orgazmów lub ból podczas penetracji jest nienaturalny i poprzez pracę z ciałem mamy szansę to naprawić i w pełni cieszyć się swoją seksualnością. Tak, jak to być powinno. Dlatego między innymi warto pracować z ciałem. Rozbrajać je z blokad energetycznych, fizycznych zacisków, napięć i zrostów. W miarę rozbrajania ciała, a docelowo okolic miednicy chodzi właśnie o to, żeby nie było blokad.
Dlaczego miednica jest taka ważna?
Miednica jest naszym centrum, tu wszystko się zaczyna. Jeśli chcesz cieszyć się długimi, głębokimi orgazmami, twoja miednica musi być „puszczona”, czyli wokół niej nie może być napięć. Wtedy dopiero za pomocą technik poruszania się i oddechu można nauczyć się jak ekspandować pożądane wrażenia. Ludzie często pytają, czy robimy tantryczne masaże, skoro pracujemy na genitaliach. Od razu mówię, że nie. My przygotowujemy do tantry, żeby móc ją odczuwać, inaczej to będzie tylko chwilowe wrażenie i nic nie wniesie do twojego życia. Żeby zgłębić orgazmy i je mieć, trzeba uwolnić pamięć z dzieciństwa na temat własnej seksualności.
Od czego zazwyczaj zaczynasz pracę ze swoimi klientami?
Zazwyczaj od brzucha. Jest najważniejszy w kwestii zdrowotności. Dotykając brzucha, bardzo dużo można powiedzieć o osobie: jak ona żyje, jakie emocje nią rządzą – czy przeważa smutek, złość czy lęk. Po takiej sesji wspólnie decydujemy o następnych krokach. Jeśli ktoś jest w bardzo silnej kontroli i ma odcięte lub przytłumione odczuwanie z ciała, zazwyczaj sugeruję sesję u Maurizio na pracę na karku i żuchwie, gdzie jak już wcześniej wspomniałam kumuluje się niewyrażona złość i potrzeba kontroli (w tym wypadku ciała). Kontrola jest przeciwnikiem pracy z ciałem, bo ciało to serce, a kontrola to głowa. W praktyce wygląda to tak, że osoba nie ma zdolności kontaktowania się z własnymi emocjami.
Oprócz samej sesji, równie ważnym aspektem pracy z ciałem jest czas po sesji?
Owszem. Proces ten może trwać nawet do kilku tygodni. Wszystko zależy właśnie od poziomu kontroli i otwartości na zmianę. W sumie każdy, kto przychodzi do nas na sesje, deklaruje gorącą chęć zmian. Jednak w trakcie naszej współpracy często odzywa się autosabotażysta, który „chroni” przed wyjściem z umownej strefy komfortu. Każdy tego autosabotażystę posiada i częścią naszej pracy jest odkryć go, poznać te ukryte schematy zachowawcze. Taki sabotażysta ma wiele twarzy. Kryje się często pod maską perfekcjonizmu, lenistwa, odwlekania czy lęku. Ważnym czynnikiem we wszystkich procesach jest uwaga na to, co zadziewa się w ciele i w życiu, zauważanie zależności pomiędzy stanem ciała a światem zewnętrznym. Koncepcja „działaj lokalnie, myśl globalnie” nabiera tu nowego sensu. Skupiając się tylko na własnych emocjach i ciele, poprawiamy swój stan emocjonalny i zwiększamy własną sprawczość. Poziom energii życiowej wzrasta, czas mija, a z ciała bije młodzieńcza energia. Zarażamy nią otoczenie. Swoim przykładem możemy zainicjować chęć do zmiany. To najbardziej wiarygodna droga ku zmianie świata na lepsze. Na początek swojego najbliższego, a dalej to już tylko efekt motyla.
https://siedemosmych.pl/cialo-jest-najwazniejsze/?fbclid=IwAR1E_isQQldE-yMnosJtlzhba7Hhxz2t1L5fLfZ0ja5QXomfWGdoErbrxXU